Prawdziwa wiara przemienia życie. Kto wierzy, jest także gotowy służyć.
Wydaje się to nam nieraz bardzo oczywiste: jestem wierzący. W teorii pewnie tak, gorzej jest nieraz z praktyką. Słowo Boże ciągle przypomina nam, że to, jaka jest ta wiara, widać w twoim konkretnym, codziennym, może bardzo zwyczajnym życiu. Ciekawe jest połączenie w dzisiejszej Ewangelii dwóch pozornie nie związanych fragmentów: o wierze i służbie. A jednak to też nie przypadkowe, to przecież również jakiś wyznacznik naszej wiary: kto wierzy, jest także gotowy pokornie służyć (EWANGELIA). Podobny obraz stoi za zachętą Pawła do Tymoteusza: kto pamięta o miłości Boga, Jego dobroci, kto jest świadomy swego powołania, miejsca, które mu sam Pan wyznaczył, jest też gotów walczyć na serio, podjąć zmaganie (II CZYTANIE).
Prawdziwa wiara przemienia życie, sprawia, że naprawdę żyjemy. Jest to jednak proces do którego jest potrzebny czas, nasza historia, wydarzenia (I CZYTANIE). Żeby w perspektywie wiary patrzeć na życie, trzeba się jej nauczyć. A żeby się jej uczyć, trzeba przyjąć, że jest ona darem. To oznacza postawę słuchania, zgodę na przyjęcie Bożej łaski (PSALM).
Kluczowym dla tego wszystkiego wydaje się rozpoznanie najważniejszej potrzeby człowieka: potrzeby wiary. Apostołowie doszli do tego momentu i prosili Pana. Kiedy wiesz, że potrzebujesz pieniędzy, szukasz pieniędzy. Albo zdrowia, albo spełnienia innych pragnień… Kiedy już wiem, że przede wszystkim potrzeba mi wiary, by dobrze przeżywać moje życie, by przyjmować wszystkie jego wydarzenia, zaczynam prosić. Zacząłeś już prosić?