Odkąd tylko pamiętam, wmawiano mi, że moje szczęście zależy od tego, co mam i jak wyglądam. Ponieważ nie byłam ładnym dzieckiem, lecz dziewczynką z nadwagą, a moi rodzice nie byli bogaci – nie mogłam być szczęśliwa. Przynajmniej wtedy tak mi się wydawało… Odrzucona przez rówieśników, szukałam pocieszenia w modlitwie, co pogłębiło moją samotność i brak akceptacji ze strony innych.
Dorastając, doszłam do wniosku, że będę szczęśliwa, kiedy poznam kogoś, kto mnie pokocha taką, jaka jestem. „Wtedy Im udowodnię, że jestem coś warta!” – rozmyślałam często kładąc się do łóżka. Wieczorna modlitwa posiadała więc swój stały punkt, którym była prośba, aby zjawił się wreszcie ten ktoś, kto uczyni mnie szczęśliwą i wyrwie z tego smutnego stanu.
Kiedy wreszcie on się pojawił, doszłam do wniosku, że właśnie tak wygląda szczęście. Modlitwa nie była mi już tak bardzo potrzebna, bo przecież kochałam i byłam kochana. Szybko jednak świat udowodnił mi, że zupełnie się mylę, co do mojego szczęścia. Okładki kolorowych magazynów, telewizja, internet, stale przypominały, że do pełni brakuje jeszcze parę kilogramów mniej, nowej fryzury, nowych ubrań… Lista z dnia na dzień się powiększała, a ja wpadłam w wir nowych pragnień i celów. Zaspokojenie ich nie sprawiło, że coś się zmieniło na lepsze. Dla wszystkich byłam człowiekiem sukcesu, ale we własnych oczach dalej pozostawałam nikim. Dlaczego byłam nieszczęśliwa? I czego wciąż mi brakowało?
Przez długi czas uważałam, że Bóg w moim życiu zrobił już swoje. Z drugiej strony bałam się modlić, ponieważ świat wmówił mi, że Bóg nie jest mi potrzebny, a już na pewno nie uczyni mnie szczęśliwą. Coś jednak nie dawało mi spokoju i któregoś dnia spotkałam się z Nim, w zupełnej ciszy. Niczego mi nie proponował, do niczego nie zmuszał, nie udowadniał, że tylko On, bo… Muszę to mieć! Nie był jak promocje na aukcjach internetowych, ani jak wyprzedaż w supermarkecie, która wkrótce się skończy. Nie stanowił numeru pierwszego tylko za 9,90, nie był 2 w cenie 1, ani dodatkiem do czegoś. Nie obiecywał też 5 kg mniej, ani bycia najmodniejszym w tym sezonie. Pojawił się w życiu jak przyjaciel, który zapewnia cię, że dla niego jesteś niepowtarzalny i niczego ci nie brakuje.
„Każdy, kto pije tę wodę, znów będzie pragnął. Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem tryskającym ku życiu wiecznemu” (J 4, 13-14)
Jego „NIC”, przed którym tak bardzo ostrzegał świat, stało się dla mnie wodą życia. Zrozumiałam, że tylko miłość Boga może wypełnić moje serce.