Oddalił się od nich na odległość jakby rzutu kamieniem, upadł na kolana i modlił się. A Jego pot był jak gęste krople krwi, sączące się na ziemię (Łk 22, 41.44).
Posiadanie Boskiej natury nie chroniło Jezusa przed bólem i strachem. Był On także w pełni człowiekiem i Jego ludzka natura miała wszystkie swoje normalne cechy. Był do nas podobny pod każdym względem z wyjątkiem jednego — grzechu.
Jezus wiedział, co Go czeka, sam się na to zgodził („Życie moje oddaję… Nikt Mi go nie zabiera, lecz Ja od siebie je oddaję”, J 10,17-18), a nawet niecierpliwie tego oczekiwał („Chrzest mam przyjąć i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie” Łk 12,50).
Męka i śmierć krzyżowa dla zbawienia świata była właśnie tą misją, dla której Mesjasz przyszedł na ziemię; zapowiadali to od stuleci Prorocy. A mimo to się bał i chciał uniknąć tego losu, gdyby tylko było to możliwe. Jak rozdzierające były te rozterki, można się domyśleć ze skarg Zbawiciela przekazanych przez Ewangelie: „Teraz dusza moja doznała lęku i cóż mam powiedzieć? Ojcze, wybaw Mnie od tej godziny. Nie, właśnie dlatego przyszedłem na tę godzinę” (J 12,27).
„Abba, Ojcze, dla Ciebie wszystko jest możliwe, zabierz ten kielich ode Mnie! Lecz nie to, co Ja chcę, ale to, co Ty niech się stanie!” (Mk 14,36).
W Ogrójcu Jezus mówił to wszystko Ojcu. Na kolanach, pogrążony w udręce, pokryty potem gęstym jak krople krwi. I oto „ukazał Mu się anioł z nieba i umacniał Go”. A Ojciec Go wysłuchał (Hbr 5,7) i spełnił Jego prośbę — choć nie przez oddalenie krzyża, a w doskonalszy sposób.
Towarzyszmy cierpiącemu Zbawicielowi. Wejdźmy w przepaść Jego Męki. Nie wstydźmy się tego, nie uważajmy za niepotrzebne, skoro zmartwychwstał. Czuwajmy w tajemnicach różańca, stacjach Drogi Krzyżowej, Gorzkich Żalach. On wie, że przy Nim jesteśmy.