Skip to main content

A kiedy ich błogosławił, rozstał się z nimi i został uniesiony do nieba. Oni zaś oddali Mu pokłon i z wielką radością wrócili do Jerozolimy, gdzie stale przebywali w świątyni, wielbiąc i błogosławiąc Boga (Łk 24, 51-53).

Niezbyt zrozumiały wydaje się opis Wniebowstąpienia. Podczas Męki uczniowie rozbiegli się przerażeni i załamani. Matce Pana i kilku innym niewiastom towarzyszył pod krzyżem tylko św. Jan. Potem, gdy po kilku ukazaniach się Zmartwychwstałego wreszcie uwierzyli, tryskali radością i na każdy sposób okazywali przywiązanie i miłość. A mimo to, gdy po 40 dniach nadeszła chwila ostatecznego rozstania z Mistrzem, okazali „wielką radość”. Dziwne.

Bardzo trudne są rozstania. Bardzo boli, gdy tracimy tych, których kochamy. Tracimy ostatecznie w tym życiu, wraz ze śmiercią i pogrzebem, wiedząc, że już ich nigdy nie zobaczymy i nie usłyszymy, a nawet gdy tracimy na jakiś czas, wskutek wyjazdu czy przeprowadzki. Francuzi mawiają: „Odjeżdżać, to trochę umierać”.

chwalebna

Tymczasem uczniowie „z wielką radością wrócili”.

Nie wiemy, co działo się w ich sercach. Wraz z błogosławieństwem Jezus musiał im przekazać coś, co sprawiło, że odczuli Jego wstąpienie do nieba nie jako rozstanie, lecz jeszcze silniejszą i bliższą obecność. Łukasz daje wskazówkę, że po powrocie z Góry Wniebowstąpienia „stale przebywali w świątyni”.

Jeszcze za krótką, za bardzo krótką chwilę przyjdzie Ten, który ma nadejść, i nie spóźni się” (Hbr 10,37). Już za bardzo krótką chwilę Jezus powróci na ziemię; a wtedy minie cierpienie i śmierć, i wszyscy razem będziemy się radować w domu Ojca.

A na razie czeka na nas, obecny rzeczywiście, prawdziwie i substancjalnie, w głębszy i silniejszy sposób niż jakakolwiek fizyczna bliskość, w tabernakulum, w sakramencie Eucharystii.