Pewnie nieraz miałeś wrażenie, że nie pasujesz do realiów współczesnego świata…
Mnie się tak czasem zdarza. Są takie chwile, że mam wrażenie, że jestem totalnie nieprzystosowany do otaczającej rzeczywistości. Zwłaszcza gdy po raz kolejny okazuje się, że zasady, którymi kieruję się w życiu zdają się „po ludzku” przegrywać konkurencję z tymi, którzy podchodzą do życia „bardziej liberalnie”.
Czasem człowiek zastanawia się, czy na pewno warto? I od nowa musi stawiać sobie fundamentalne pytania. Mam wtedy wrażenie, że jestem totalnym odmieńcem… Jakim odmieńcem musiał czuć się Noe?
„Noe, człowiek prawy, wyróżniał się nieskazitelnością wśród współczesnych sobie ludzi; w przyjaźni z Bogiem żył Noe”(Rdz 6, 9).
Jak ciężko musiało być Noemu, który najwyraźniej nie pasował do sobie współczesnych. Podejrzewam, że mogli mu oni mocno uprzykrzać życie. Pewnie nieraz miał dość wszystkiego. Jednak jakby tego było mało, pojawił się kolejny pretekst do drwin. Otóż Noe ni z gruchy, ni z pietruchy, zaczął budować arkę. Myślę, że to dla jego sąsiadów był koronny dowód na to, że mają do czynienia z szaleńcem.
Do najbliższego akwenu wodnego spory kawał drogi, a Noe w najlepsze buduje sobie statek… I to nie byle jaki, bo długi na trzysta łokci, szeroki na pięćdziesiąt i wysoki na trzydzieści łokci. Jednym słowem olbrzymi. Ta wielkość arki dla współczesnych Noemu mogła wydawać się wprost proporcjonalna do jego głupoty, a nam może uzmysławiać jak duża była jego samotność i jak wiele kpin musiał znieść.
W końcu nadszedł dzień, gdy „Noe wszedł z synami, z żoną i z żonami swych synów do arki, aby schronić się przed wodami potopu” ( Rdz 7, 7). Wydawać by się mogło, że mógł to być dzień jego tryumfu. Może nawet czuł drobną satysfakcję, że jego wiara go nie zawiodła. Może jego sąsiedzi w tym momencie żałowali, że śmiali się z Noego… Może tak to wyglądało, gdy „wszystko zostało doszczętnie wytępione z ziemi. Pozostał tylko Noe i to, co z nim było w arce” ( Rdz 7, 23).
Ale właśnie, pozostał tylko Noe z rodziną i cały zwierzyniec w arce… Zatem Noe znów był sam. W arce smród, bród, hałas spanikowanych zwierząt i powoli kończące się zapasy, a wody jak nie ubywało, tak nie ubywa. Strasznie musiało wyglądać w tym czasie życie Noego. Wszystko wyginęło, świat który znał przestał istnieć, jego dotychczasowe życie legło w gruzy, a on nawet nie miał gdzie sobie pójść, żeby w ciszy i spokoju zebrać myśli.
„A wody stale się podnosiły na ziemi przez sto pięćdziesiąt dni” (Rdz 7, 24).
To musiał być ciężki czas, po ludzku nie do wytrzymania. Myślę, że gdyby nie wiara i zaufanie, jakie Noe miał do Pana Boga, to nie wytrzymałby tego czasu. Dookoła bezmiar wody, arka miotana falami, prowiantu ubywa, a zwierzęta nie mogą sie uspokoić przy ciągłym rozkołysie. Lądu nie widać i nie wiadomo, kiedy ten koszmar się skończy…
„Ale Bóg, pamiętając o Noem, o wszystkich istotach żywych i o wszystkich zwierzętach, które z nim były w arce, sprawił, że powiał wiatr nad całą ziemią i wody zaczęły opadać” (Rdz 8, 1).
Wygląda na to, że gehenna Noego i jego rodziny się skończyła. Arka osiadła na stałym lądzie, zwierzęta wypuszczono na wolność, a pod stopami znów wszyscy mieli ziemię zamiast rozkołysanego pokładu. Tyle, że wciąż byli sami. Po tylu dniach samotności… Wciąż byli sami…
Panie dzięki Ci za to, że są ludzie… wśród których mogę czuć się nieprzystosowany.