Gdy zaczynamy rozumieć, że nasze życie naprawdę zależy przede wszystkim od żywej i prawdziwej relacji z Panem Bogiem, wtedy zaczynamy wołać, walczyć, błagać, dniem i nocą, w porę i nie w porę, nieustannie.
“Gdy modli się chrześcijanin, ziemia drży ” powiedziała kiedyś św. Teresa z Avila. To oznacza, że wtedy wszystko się może zdarzyć, a moce piekła muszą wtedy stracić swą pewność. Nam niestety brakuje często takiej prostej i mocnej wiary w skuteczność modlitwy. Czasem wydaje się ona nie wysłuchana, czasem bezsensowna, nieraz nie wiemy w ogóle o co mamy się modlić. Tak łatwo męczymy się, nudzimy, wpadamy w rutynę.
Gdy ktoś ciężko chory słyszy, że na drugim końcu świata istnieje jakieś skuteczne lekarstwo na jego dolegliwość, jest w stanie wydać każde pieniądze i poświęcić wszystko, by je zdobyć. Gdy zaczynamy rozumieć, że nasze życie naprawdę zależy przede wszystkim od żywej i prawdziwej relacji z Panem Bogiem, wtedy zaczynamy wołać, walczyć, błagać, dniem i nocą, w porę i nie w porę, nieustannie.
Dzisiejsze czytania pokazują nam kilka obrazów, które mają nam pomóc zrozumieć i przyjąć czym naprawdę jest modlitwa. Każdy z nich jest cenny i bogaty: bitwa, spojrzenie w górę, towarzyszenie w drodze czy wreszcie wytrwałe, wręcz uparte błaganie. Także słowa Pawła do Tymoteusza wpisują się w ten sam kontekst: modlitwa przecież potrzebuje oparcia w Słowie, o Nim trzeba pamiętać, do Niego wracać i Je głosić. W porę i nie w porę. Tak jak modlić się. Zawsze.