Skip to main content

We wcześniejszych wersetach Ewangelii według św. Mateusza słyszymy o uzdrowieniu z gorączki teściowej św. Piotra oraz o „wieczorze pełnym łaski”. Jezus dokonał niejednego egzorcyzmu na opętanych oraz przywrócił zdrowie wielu chorym. Ktokolwiek wtedy przyszedł, mógł „uszczypnąć miłosierdzia Boga” (por. Mt 8,14-17). Powyższe „dokonania” Jezusa na pewno dobrze nastawiły Jego uczniów. Po tych wydarzeniach mieli przekonanie, że mogą „skoczyć za Chrystusem w ogień”. Skoro jest takim cudotwórcą, to w Jego obecności nic nie może się im stać.

Przeczytaj: Mt 8,23-27

Tweety:

Panie, ratuj, giniemy!

śJ

Rozważanie:

Zastanówmy się, czy i my nie przeżywaliśmy podobnych stanów? Czy przypadkiem nie zdarzyło się nam doświadczyć „złapania Jezusa za nogi” i przeświadczenia, jakbyśmy mieli zaraz „pójść z butami do nieba”? Jeśli tak, to przypomnijmy sobie, na jak długo wystarczyły nam te emocje. Były one tylko krótkim, przejściowym zachwytem, czy raczej motorem do całkowitej zmiany życia, której konsekwencje przeżywamy do teraz?

Niestety w wypadku apostołów okazało się, że mają bardzo krótką pamięć. Niewiele potrzeba im było czasu, by zapomnieć Kogo koło siebie mają. Zachwyt potęgą Jezusa „w mgnieniu oka”, w wyniku trudnej sytuacji przerodził się w paniczny lęk. Gdy zobaczyli spienione fale, które zaczęły zalewać łódź na jeziorze, od razu obudzili Jezusa z krzykiem: „Panie, ratuj, giniemy!” (por. Mt 8,25). Rozważmy jak jest w naszym życiu. Czy deklaracje, które wypowiedzieliśmy na modlitwie, w wyniku trudnych sytuacji nie zmieniają się o 180 stopni? Co innego jest bowiem składać Bogu uczuciowe obietnice w ciepłym kościele podczas pięknie prowadzonej adoracji Najświętszego Sakramentu, a czym innym jest zaufać, że nasz „życiowy bałagan” zostanie uporządkowany przez Wszechmogącego.

Zobaczmy, że uczniowie bez słowa „poszli za” Jezusem, który wszedł do łodzi. Ciekawe, czy gdyby były „wycieki” z wiedzy o przyszłości, z takim samym entuzjazmem weszliby na burtę niezbyt pewnej konstrukcyjnie łodzi. Zaobserwujmy, co wpłynęło na panikę apostołów. Wydaje się, że najbardziej zakłócił im spokój sen Jezusa. Może to dziwnie zabrzmi, ale gdy ogarnia nas lęk, to najbardziej denerwują nas osoby, które potrafią w takich momentach zachować spokój. Są one dla nas bolesnym wyrzutem sumienia. Podobnie Jezus nie pasował swoim uczniom do panującej na jeziorze scenerii. Łódź buja się mocniej niż kolejka w parku rozrywki, z każdej strony chlupie woda, a On spokojnie „ucina sobie drzemkę”.

Dlaczego tak zrobił? Ponieważ jest Bogiem i wszystko jest w Jego ręku. On nie musi się bać, że przesadzi i znajdzie się ze swoimi uczniami poza burtą. Niestety zapomnieli o tym apostołowie. Nie czekając długo pobiegli i zbudzili swojego Mistrza. Warto odnieść to do naszego życia. Musimy wiedzieć, że Jezus jest również w „łodzi naszych spraw”. On spokojnie sobie w niej śpi. Gdy nie potrafimy już wytrzymać napięcia trudnych sytuacji, to z wiarą krzyknijmy: „Panie, ratuj, giniemy!”. Nie zgrywajmy bohaterów, że poradzimy sobie sami…

Modlitwa:

Panie, Ty po to wszedłeś do mojej łodzi podczas Chrztu świętego, by bez rozgłosu w niej czuwać i w razie konieczności uciszać pojawiające się tam „życiowe burze”. Bardzo Ci za to dziękuję. Amen.