A On sam, dźwigając krzyż, wyszedł na miejsce zwane Miejscem Czaszki, które po hebrajsku nazywa się Golgota (J 19, 17).
Kim jesteś na Drodze Krzyżowej Chrystusa?
Szymonem z Cyreny, który pomagał nieść krzyż? Nie z własnej inicjatywy, lecz przymuszony, bo wracał z pola po ciężkiej pracy i zupełnie słusznie należał mu się odpoczynek i posiłek; a jednak niosącym i realnie pomagającym, jak ten syn właściciela winnicy, co odparł: „Nie chcę”, a później opamiętał się i poszedł?
Maryją, opłakującą jedynego Syna? Janem, z zaciśniętymi zębami biorącym się w garść, by móc ją podpierać i utrzymywać na nogach?
Odważną i pewną siebie Weroniką, samotnie przedzierającą się przez wojskową eskortę, żeby otrzeć pot i krew z twarzy Jezusa, i wynagrodzoną za to niezwykłym podarunkiem?
Wrażliwą kobietą jerozolimską, boleśnie przeżywającą w sercu każde ludzkie cierpienie? Bezimiennym towarzyszem drogi, podążającym w oddaleniu i milczeniu, ale okazującym solidarność samą obecnością?
Łukasz notuje, że „szło za Nim mnóstwo ludu”, i z kontekstu można wnioskować, że byli to ludzie życzliwi.
Setnikiem, który czujnie pilnuje, by egzekucja odbyła się bez zakłóceń i by nie zapomniano o żadnym przepisie i poleceniu? I jeszcze nie wie, że za parę godzin wypowie zdanie, które zapewni mu trwałe miejsce w historii ludzkości?
Złoczyńcą skazanym na śmierć, czekającym na ostatnią mękę, która za chwilę nieubłaganie się rozpocznie? Pogodzonym z losem lub pełnym złości i buntu, zalewanym na zmianę falami rozpaczy i nadziei, że może jednak w ostatniej chwili stanie się cud i uda się uciec?
Bezdusznym, tępym żołnierzem poganiającym Skazańca, niedojrzałym jeszcze do nawrócenia i poprawy?
Członkiem Wysokiej Rady, drwiącym i pełnym triumfu?
Właściwie nie ma znaczenia, kim jesteś. Najważniejsze: bądź. Bądź obecny.