Była pełna łaski. Ale jednocześnie była zwykła dziewczyną…
Wypełniona łaską po brzegi, jak stągiew czekająca na cud. Pan był z nią. Była tak bardzo przy Bogu, jak tylko stworzenie nieskażone grzechem może być blisko swojego Stwórcy. To prawda. I to przede wszystkim. Ale jednocześnie była zwykłą dziewczyną, nastolatką z „Nazaretówka Dolnego”, której światem były okoliczne wzgórza i proste codzienne zajęcia. Nie ukończyła żadnego wydziału teologicznego. Nawet zwykłego bet-hammidraszu, bo tam uczęszczali tylko chłopcy.
Tymczasem anioł od razu startuje do niej na wysokim C. Chyba był mocno przejęty faktem rozmowy z Przyszłą Matką Bożą, bo z rozpędu zaczął odmawiać „Zdrowaś Maryjo”. A ona? Rozważała, co ma znaczyć to pozdrowienie. Więc anioł ciągnie dalej. Że pocznie Syna, że ten Syn będzie wielki, że będzie nazwany Synem Samego Boga, że królestwo bez końca. Trochę dużo tego. I Duże. Abstrakt. Nie za bardzo wyobrażała sobie jak to wszystko miałoby się odbyć. Zapytała. I tu anioł popłynął. Przyjdzie Duch, Moc cię ocieni i… i widział, że ma otwarte, kochające serce, ale nie za bardzo rozumie. Bo niby co ona mogła z tego zrozumieć? To była chyba chwila niesamowitego napięcia. Na jej ustach wisi los całego Wszechświata, a on nie wie, jak jej To Wszystko powiedzieć. I co teraz?
I nagle anioł wpada na genialną myśl. Elżbieta. Oto krewna twoja, Elżbieta. Coś tak bardzo bliskiego, mieszczącego się w ludzkich kategoriach. Od razu zrozumiała, o co chodzi. Oto ja, niech mi się stanie. Tak. Sukces zwiastowania, to sukces Bożego konkretu. Sukces Boga, który nie jest abstrakcją, ale Kimś konkretnym, konkretnie obecnym, konkretnie działającym.
Nie przesadzając, nie przeceniając roli Elżbiety i swojej. Pomyśleć, że ktoś patrząc na mnie może układać swoją relację z Bogiem. Dla kogoś moja zgoda na Jego działanie we mnie może być znakiem, dowodem, zachętą, przykładem, modelem.
I na koniec tak trochę z przymrużeniem oka. To były kobiety. A wiadomo – nic nie umknie kobiecej uwadze. Trochę to tak, jakby Gabriel delikatnie zasugerował Miriam, że jest obecnie na topie pozwalanie Bogu na zaskakujące działanie w sobie, na Jego cuda w człowieku. I że jej znajoma, Elżbieta już taki cud w sobie nosi. A gdyby tak zacząć wprowadzać – za jej przykładem – modę na noszenie w sobie Boga, na Jego działanie w nas?