Skip to main content

Mamy dzisiaj do czynienia z Ewangelią, która jest „wizytówką chrześcijaństwa”. Kiedy zapytamy ludzi o to, na czym według nich polega religia chrześcijańska, to w większości przypadków odpowiedzą, że na umiejętności „kochania wszystkich”. Chociaż wiemy o tej zasadzie już prawie 2000 lat, dalej sprawia nam ona kłopot. Dlatego, chciałbym się przy niej trochę zatrzymać…

Przeczytaj: Mt 5,43-48

Tweety:

Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują; tak będziecie synami Ojca waszego

n-p

Rozważanie:

Jezus zaczyna omawiać znaczenie miłości od przytoczenia zasady, którą uczniowie nie raz słyszeli w synagodze. Do tej pory uczono ich, że „swoich” się kocha, a tych, którzy nam „zaszli za skórę” się nienawidzi. Nic w tym nadzwyczajnego. Ta reguła jest „jasna jak słońce”. Nawet najgorsi degeneraci wiedzą, że trzeba się w życiu „ustawić” i mieć „własną paczkę”, która ochroni nas przed czyhającymi nas niebezpieczeństwami ze strony wspólnego wroga.

Zupełnie inaczej sprawa wygląda, gdy zastosujemy polecenie Jezusa, by miłować nieprzyjaciół. Wtedy nie będzie już tak łatwo i „naturalnie”. Nie da rady „serfować po falach pozytywnych emocji”. Będzie trzeba nie raz „zacisnąć zęby” i zrobić coś, co nie należy do rzeczy najprzyjemniejszych. Nie można jednak patrzeć na kwestię miłości nieprzyjaciół tylko od strony negatywnej. Jest również „dobra strona tego medalu”. Pisał o niej ksiądz Jan Twardowski: „Jest takie powiedzenie: co zrobić ze swoim wrogiem? Czy go zabić, z piątego piętra zrzucić? Nie. Trzeba uczynić go swoim przyjacielem. Taka jest na to odpowiedź. Słowo ‘nieprzyjaciel’ w języku polskim jest bardzo ciekawe, bardzo humanistyczne. ‘Nie-przyjaciel’ to ten, który nie jest moim przyjacielem, ale ja mogę go nim uczynić”.

Warto wyciągnąć twórcze wnioski z myśli Księdza Poety. Jak widać, „nie taki diabeł straszny, jak go malują”. Konflikty z nieprzyjaciółmi mogą się stać okazją do przekształcenia tych relacji w prawdziwe przyjaźnie. Osobiście mam kilku takich przyjaciół. Na początku nie było nam sobie „po drodze”, a nawet ze sobą walczyliśmy. Po jakimś czasie „docierania” doszliśmy do tego, że tak naprawdę „jesteśmy w tych samych okopach” i walczymy przeciwko tym samym problemom. Okazało się, że zgrzyt tkwił w tym, że chociaż mieliśmy podobne zdanie na różne tematy, to po prostu inaczej to wyrażaliśmy. Dążyliśmy do prawie identycznych celów, ale nie dopuszczaliśmy do siebie, że ktoś może to ubrać w inne słowa lub zaczynać od „a” zamiast od „b”.

Zapraszam Was do tego, byśmy przejrzeli swoje najtrudniejsze relacje i się nad nimi na nowo zastanowili. Często bywa tak, że gniewamy się na kogoś, bo 20 lat temu nie pożyczył nam cukru, albo w ogóle nie pamiętamy, co się stało, lecz tylko „mgliście wiemy”, że coś się złego wydarzyło. Przerwijmy kłótnie, które nas niepotrzebnie ranią i poszerzają grona naszych nieprzyjaciół. Te relacje mogą być naprawdę twórcze.

Modlitwa:

Pamiętam Panie, że mam jedną Ziemię, z której korzystam z innymi. Po co więc mam nazywać i traktować innych jak nieprzyjaciół? Proszę Cię o głębokie przyjaźnie, które mnożą w świecie dobro. Amen.