Czy zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego modlitwa, którą każdy uczeń Jezusa ma codziennie wznosić do Ojca w niebie, zaczyna się od słów „Ojcze nasz”? Ojcze nasz, a nie mój? Przecież częściej wymawiamy te słowa na modlitwie indywidualnej niż wspólnie z innymi. Ojcze nasz…
Rozważanie:
Chrześcijanin nie idzie do nieba pojedynczo. W swojej drodze do domu Ojca zawsze jest razem z braćmi i siostrami: tymi pielgrzymującymi po ziemi, tymi oczyszczającymi się w czyśćcu i już cieszącymi się szczęściem w niebie. Nawet pustelnik nie jest całkiem sam.
Dlatego właśnie każdy z nas jest odpowiedzialny również za zbawienie braci, a nie tylko własne. Nasi bracia zaś za nasze. I List do Hebrajczyków zachęca, abyśmy się o siebie nawzajem troszczyli. Na czym ma polegać ta troska? Na pewno na pomocy słabym i potrzebującym, na modlitwie za innych, na dawaniu dobrego świadectwa. Ale to nie wszystko. Pismo Święte zaleca wprost: „by się zachęcać do miłości i do dobrych uczynków”.
Zachęcanie, namawianie naszych dzieci, małżonka, rodziców, przyjaciół w kolegów z pracy, by czynili dobro wokół siebie, by budowali życie na miłości chrześcijańskiej, by zrezygnowali z jakiegoś zła, by nie opuszczali niedzielnej Mszy świętej, wymaga odwagi.
Łatwiej jest skrytykować i obmówić za plecami, niż zacząć rozmowę twarzą w twarz i zachęcić do właściwego postępowania. Ale to troszcząc się o postęp duchowy naszych bliskich i zachęcając ich do dobrej rywalizacji w wyścigu do nieba, najlepiej okazujemy naszą miłość i braterską solidarność.
Zastanów się:
1. Czy starasz się o coraz lepsze postępowanie moralne i swój rozwój duchowy?
2. Czy myślisz o innych, modlisz się za nich, zachęcasz do dobrego postępowania?
3. Czy prosisz Ducha Świętego o dar męstwa potrzebny do wytrwania w dobrym i świadczenia o swojej wierze przed ludźmi?